Wydawało mi się, że kolejny sezon w przedszkolu rozpocznie się bez smutku i łez. Jakże się pomyliłam!!! Wszystko zapowiadało się doskonale. Miła pobudka, śniadanko, piękne słoneczko i orzeźwiająca przejażdżka rowerem do przedszkola. Aż tu nagle na twarzy zagościła duża podkówka, do oczu naleciały wielkie łzy, a uścisk na mojej ręce stał się zaskakująco mocny.
Ech szkoda pisać co było dalej, dłuższą chwilę robiłam zator na wejściu do przedszkola. Nasłuchiwałam, nasłuchiwałam, aż w końcu nie było czego nasłuchiwać....
Ze ściskiem serca, pędziłam na rowerze w porze obiadu żeby odebrać z przeszkola moje biedactwo. Wchodzę na salę ( jako jeden z pierwszych rodziców ) i wołam mojego przedszkolaka.... a moje "biedactwo" jak tylko mnie ujrzało zrobiło minę małego skazańca. Do oczu napłynęły łzy , nie było uścisku , padło krótkie "cześć" i " szkoda, że tak szybko po mnie przyszłaś"...
ha! no i pięknie.
OdpowiedzUsuńja zawsze to niezadowolone "juuuuż?!" bardzo lubiłam.
fartuszki - śliczne.